12 LUTEGO 2013
TU SPOCZYWA W BOGU
Plan był zupełnie inny i zakładał eksplorację wschodniego brzegu Nogatu. W nocy jednak spadł śnieg i postanowiłem nie zapuszczać się w drogi gruntowe, ścieżki i bezdroża „zanogacia”, lecz wybrać mniej lub bardziej znane mi asfalty Wielkich Żuław Malborskich.
Przygotowany naprędce plan „B” przewidywał odwiedzenie nieznanych mi wsi południowych Żuław: Lichnów, Lichnówek i Dąbrowy, w których to, jak podpowiadała mapa wiele jest do zobaczenia. Przewodnim motywem wędrówki miały być, jak zresztą tytuł wskazuje, cmentarze. Tak też się stało. A cmentarzy na Żuławach niemało.
Nie po raz pierwszy nie udało mi się nikogo zwerbować na zimowe pedałowanie. W związku z tym, a także z powodu zmiany planów nie spieszę się na planowany pociąg 0603 do Malborka. Z domu wychodzę dopiero o 0700.
PeKaPe zabiera mnie punktualnie o 0737 z Gdańskiego dworca do Tczewa. Podróż trwa długo ze względu na remonty i jest umilona przez towarzystwo wracające z pracy, a niestroniące od piwa i papierosów. Konduktor, widząc u 17 osób w przedziale 16 papierosów i 8 litrów piwa, wypowiada tylko krótkie, niewybrednie skomentowane przez pasażerów: „przypominam, że tu nie wolno palić oraz spożywać alkoholu” i z dwuznacznym grymasem, przy odrobinie wyobraźni przypominającym uśmiech, odwraca się na pięcie i oddala w rejon, gdzie człowiek w mundurze spotyka się z większym szacunkiem.
Ja naprawdę nie mam nic przeciwko temu gatunkowi pasażerów. Boże zachowaj palaczy... z daleka ode mnie! Dlaczego jednak drogie PeKaPe nie zrobi przedziału tylko dla rowerzystów, z prawdziwego zdarzenia stojakami dla rowerów i z bezwzględnym zakazem palenia?
Wytrzymuję w atmosferze nikotyny, oparów nadtrawionego piwa odświeżonego przez to nowo otwarte tylko dlatego, że tłok w przedsionku przy drzwiach nie pozwalał na zajęcie lepszego miejsca. Zwłaszcza z rowerem. W Tczewie po wyjściu z pociągu przekonuję się, że powietrzem też można się cieszyć i niezwłocznie ruszam w kierunku mostów tczewskich.
Żuławy witają mnie tym razem ponuro.
Tczewski most drogowy, zwany też od miejscowości położonej na wschodnim brzegu Wisły - lisewskim, wybudowano w latach 1851 - 1857. Pierwotnie pełnił on funkcję mostu kolejowo-drogowego. Był to najdłuższy most w Europie i pierwszy most żelazny na Wiśle. Przy wjeździe na most wzniesiono ponad dwudziestometrowe bramy, a na każdym z pięciu filarów po dwie neogotyckie wieże [zachowały się tylko cztery z nich]. Konstrukcję mostu liczącą 837 metrów zaprojektował Niemiec - Carl Lentze, a projekt bram i wież sporządził pruski architekt - Friedrich August Stüler.
Most został oddany do ruchu 12 października 1857 roku.
Tczewski most kolejowy wzniesiono około 40 metrów na północ od drogowego w latach 1888-1890. „Stary” most nie był w stanie obsłużyć rosnącego natężenia komunikacji między lewym, a prawym brzegiem Wisły. Most zaprojektowany przez Georga Mehrtensa składał się z łukowych kratownic parabolicznych. Wjazdu podobnie jak w przypadku starszego mostu strzegły ceglane bramy. Przeprawę zaczęto eksploatować 29 października 1891 roku, a drugi most przeznaczono dla ruchu kołowego i pieszego.
Dnia 1 września 1939 roku, między 0600 a 0645 obydwa mosty zostały wysadzone na rozkaz dowódcy 2 Batalionu Strzelców ppłka Stanisława Janika. Zburzenie mostów pokrzyżowało Niemcom plany i utrudniło im przegrupowanie wojsk grupy Armii Północ w kierunku wschodnim. Aż 40 dni potrzebowali Niemcy, aby przedostać się na drugą stronę, budując prowizoryczny most.
Mosty zostały prowizorycznie odbudowane po wojnie. Dopiero w 1958 roku zakończono prace nad stałą przeprawą Tczew - Lisewo, która jednak w niewielkim stopniu przypomina konstrukcję sprzed wojny. W roku 2010 przeprowadzono kapitalny remont mostu kolejowego [młodszego].
Most kolejowy [młodszy] pięknie wyremontowany służy komunikacji kolejowej. Most drogowy [starszy] w opłakanym stanie jest zamknięty nie tylko dla ruchu samochodowego, ale i dla pieszych. Zakazu wjazdu rowerem nie doszukałem się. ;-)
Wreszcie miałem okazję do obejrzenia z bliska i bez pośpiechu tego pięknego, widywanego zwykle z okna pociągu, zabytku. Pięknie most prezentuje się z bulwaru u podnóża miasta. Zdjęcie poniższe wykonałem latem.
Po kilku chwilach zjeżdżam z mostu na wschodni brzeg, przejeżdżam przez Lisewo Malborskie i przed Dąbrową skręcam w polną drogę do Lichnówek, w których, jak podpowiada mapa, jest dom podcieniowy. Kilkanaście minut później jestem w Lichnówkach.
Patrząc dziś na szachulcowy szczyt facjaty tego budynku, trudno to sobie wyobrazić, żeby miał on kiedyś wystawkę z podcieniem. Mapa kłamie?
To, co wyróżnia ów budynek spośród sąsiedztwa poza wspomnianą szachulcową facjatą, to piękny dach naczółkowy kryty holenderką oraz zdobione drzwi.
Krótka rozmowa z właścicielem uchyla rąbka historii najnowszej tego wzniesionego w 1767 dla rodziny Classen budynku. Dowiedziałem się mianowicie, że w latach osiemdziesiątych miał miejsce ostatni gruntowny remont. Podobno remont prowadzony pod ścisłym nadzorem konserwatora zabytków pochłonął ogromne pieniądze. Szkoda, że nie można tego wywnioskować ze stanu obiektu.
Dopiero po powrocie do domu zorientowałem się, że przeoczyłem w Lichnówkach cmentarz prawdopodobnie mennonicki. Cóż. Mam powód, by tam wrócić.
Odnalazłem również informację, że nieopodal odwiedzonego przez mnie domu, który, jak przypuszczałem, nigdy nie miał podcienia, stał niegdyś dom podcieniowy. Był to wzniesiony w końcu XVIII wieku budynek konstrukcji zrębowej z szachulcową wystawką opartą na 6 słupach. Mapa nie kłamie, ale się przeterminowuje [nawiasem pisząc, w zastraszającym tempie - patrz wiele przykładów z Żuławkami, Drewnicą i Wikrowem na czele].
Z Lichnówek zwanych też przez niektóre źródła Lichnowami Małymi [od Klein Lichtenau] ruszam do pobliskich Lichnów. Na niebie pojawiają się pierwsze błękity, budzące nadzieję na lepsze później.
Kościół pw. św. Urszuli został wzniesiony w połowie XIV wieku. W 1894 roku uległ spaleniu, a w latach 1897-1898 został odbudowany.
Spod kościoła kieruję się na południe wsi, gdzie według mapy znajduje się cmentarz. Odnajduję go bez trudu poznając po starych drzewach, choć zlokalizowanie nagrobków nie jest już takie proste. Większość bowiem pomników zepchnięta została w północno-zachodni narożnik nekropolii [kępa krzaków za drzewami na zdjęciu poniżej].
Na jednym z nagrobków, leżącym wśród butelek i innych śmieci odnajduję nazwiska pochowanego gdzieś na tym cmentarzu małżeństwa Wiebe. To nazwisko pojawia się na wielu żuławskich cmentarzach.
Hier ruhet in Gott |
Tu spoczywa w Bogu |
Kilka smutnych obrazków zapomnianej nekropolii.
Kolejnym przystankiem jest Dąbrowa. Zanim jednak wjeżdżam do wsi zauważam w polu ślad po wąskim torze z Dąbrowy do Lichnówek.
Na mojej mapie w Dąbrowie również zaznaczono cmentarz. Jednak jedynymi śladami po nim są drzewa i dwa zdewastowane fragmenty nagrobków. Reszta tkwi pewnie w okolicznych fundamentach.
Z Dąbrowy ruszam na północ do znanej mi już wsi Boręty, gdzie odwiedzam pochodzący z początku XVIII wieku, a niedawno wyremontowany kościół pw. św. Katarzyny...
...oraz ruiny kościoła gotyckiego pod tym samym wezwaniem.
Przy pierwszym z kościołów dostrzegam mały budyneczek [kaplica, kostnica?]. Nie tyle budynek przykuł moją uwagę, ile zadaszenie nad wejściem.
Z Boręt dalej na północ do Palczewa. Z radością stwierdzam, że wyremontowano drogę z Boręt do Palczewa. Radość trwa jednak tylko chwilę. W jednej trzeciej odległości między wsiami znajduje się gospodarstwo z zabudowaniami bodajże z końca XIX wieku. Tam nowa wyremontowana nawierzchnia ustępuje starej dziurawej i wyboistej. Ciekawe. Być może gospodarstwo to kupił Ktoś Bardzo Ważny.
W Palczewie mijam jedyny całkowicie drewniany kościół żuławski. Natura znów funduje ciemne chmury i śnieg. Nie zatrzymuję się więc, ale rozpędem wjeżdżam na wał w miejscu dawnej przeprawy promowej do Steblewa. Na wale z drugiej strony Wisły widać strażnicę wałową w Steblewie.
Do wiatraka droga nieprzyjemna z uwagi na południowy wiatr smagający mnie śniegiem w prawy policzek.
Do pordenowskiego cmentarza mam pod wiatr. Jednak ten słabnie, a śnieg przestaje padać, więc decyduję się podjechać. Zresztą to tylko kilkaset metrów.
Aż miło spojrzeć. Teren uporządkowany. Nagrobki poustawiane. Wprawdzie widziałem to już w maju 2011, ale ciągle jestem pod wrażeniem. Lichnowy powinny brać przykład. Nie jest to chyba w końcu aż tak wielki nakład finansowy.
Na pordenowskim cmentarzu można znaleźć ogromną, zważywszy jego niedawny stan, ilość dobrze zachowanych symboli nagrobnych. Poczytaj o symbolice cmentarnej.
Jeden nagrobek - cztery piękne, wymowne symbole.
I jeszcze więcej.
Sporo też zniszczonych nagrobków.
Do Nowej Cerkwi dojeżdżam gnany głodem. Stołówkę zakładam na przystanku PKS. Najpierw jednak oglądam mijany już kilkakrotnie dom podcieniowy wybudowany 1820 roku przez Petera Langa dla Petera Conrada, o czym świadczy mocno zniszczony napis nad drzwiami.
Posiliwszy się nieco kanapkami i herbatą. Ruszam do kościoła. Kościół pół-otwarty. To znaczy drzwi otwarte, krata - nie.
Spod kościoła dostrzegam ciekawy budynek w pewnym oddaleniu od szosy. Podjeżdżam, by z bliska obejrzeć zniszczony, kryty wspaniałym dachem mansardowym dom z piękną werandą.
Stąd ładny widok na kościół.
Słońce wychodzi na dobre, a ja po krótkim przystanku przy drugim we wsi domu podcieniowym z 1771 roku...
...ruszam do Ostaszewa. Po drodze mijam jeszcze jeden podcień w Gniazdowie. Budynek wzniesiono w 1760 roku. Płytka wystawka na sześciu słupach pochodzi zaś z 1838 roku.
W Ostaszewie oglądam i fotografuję ruiny kościoła gotyckiego. Byłem tu kilka razy, ale zawsze nie takie światło. Dziś szczęście dopisało. Zmora fotografowania w podróży - jesteś skazany na światło zastane, rzadko możesz czekać na lepsze.
Przez Nową Kościelnicę tym razem po prostu przejeżdżam, mimo, że jest kilka obiektów wartych zatrzymania się. Przecinam krajową siódemkę i przez Niedźwiedzicę dojeżdżam do Niedźwiedziówki, gdzie do roku 1990 stał drewniany, mennonicki dom modlitwy wzniesiony pierwotnie w 1768 roku, a odbudowany w 1829. Po pożarze w 1990 roku pozostał z domu modlitwy jedynie kamienny fundament.
Na cmentarzu zachowało się kilka nagrobków. Trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby ująć je w kadrze z pięknym drzewem, ale bez słupów wysokiego napięcia i kabli.
Hier ruhet in Gott |
Tu spoczywa w Bogu |
Ciekawostką jest literówka, jaką popełnił kamieniarz wykonujący nagrobek dla gospodarza z dzisiejszych Starych Babek. Mianowicie w ówczesnej nazwie wsi - Vierzehnhuben zamiast „b” wykuł „f”.
Chcąc zminimalizować kontakt z krajową siódemką, jadę polną drogą razem z niebieskim szlakiem pieszym „Nadwiślańskim” do Żuławek. Nie Żuławki są jednak moim celem, lecz śluza Gdańska Głowa. Śluzy tej nigdy nie widziałem z lądu, mimo, że kilkanaście razy przepływałem nią na Szkarpawę.
Śluza Gdańska Głowa wybudowana w miejscu zlikwidowanej pod koniec XVII wieku twierdzy o tej samej nazwie zlokalizowanej w rozwidleniu Wisły na Wisłę Gdańską i Wisłę Elbląską. W 1895 roku, kilka tygodni po otwarciu Przekopu Wisły odcięto od jej głównego nurtu Wisłę Gdańską, zwaną od tej pory Martwą oraz Wisłę Elbląską [Szkarpawę], zasypując je ziemią pozyskaną w wyniku zniwelowania pagórków sąsiadujących z przekopem. Następnie celem przywrócenia komunikacji połączono odcięte odnogi z przekopem śluzami komorowymi [Przegalina i Gdańska Głowa].
Śluzę stanowi betonowa komora o wymiarach 61 metrów długości oraz 12.5 metra szerokości, oblicowana cegłą klinkierową ze stalowymi, nitowanymi, dwuskrzydłowymi wrotami wspornymi. Komora jest napełniana i opróżniana przez kanały obiegowe umieszczone w głowie górnej i dolnej. Zamknięcia kanałów stanowią zawory motylkowe o napędzie ręcznym. Widok z satelity.
W drodze powrotnej zatrzymuję się jeszcze w Trzcinisku przy wypatrzonych, malowniczo chylących się nad kanałem, wierzbach.
Do Gdańska dojeżdżam o 1800 bardzo zadowolony z tej wycieczki będącej planem „B”. Znowu udało mi się odkryć kilka nieznanych mi miejsc, a kilka znanych zobaczyć w skąpej, ale jednak zimowej szacie.
Odwiedzane liczne cmentarze żuławskie napawają mnie smutkiem i żalem. Nie rozumiem, jak można doprowadzać do takiego stanu miejsca pochówku ludzi, którzy byli tu przed nami. Ludzi, którzy tu przychodzili na świat, tu się wychowywali, tu uczęszczali do szkół, tu pracowali, tu rodzili i wychowywali swoje dzieci i wreszcie tu umierali, by tu spoczywać w Bogu. Spoczywać w zapomnieniu, zaniedbaniu i zaśmieceniu. I co z tego, że sie ruhen in Gott? Chyba już dawno powinniśmy wyleczyć się z nienawiści do wszystkiego, co wyartykułowane jest w języku używanym dawno temu przez nazistów.
Winniśmy, jeśli nie pamięć, to na pewno szacunek ludziom, którzy spoczywają w Bogu, a których prochy już dawno zmieszały się z ziemią, po której od tak niedawna stąpamy.
Do wkrótce...
WRÓĆ DO POCZĄTKU
LUB
ZAKOŃCZ WYCIECZKĘ
LUB
POCZYTAJ KOMENTARZE
LUB
ZOSTAW KOMENTARZ
↓ ↓ ↓
KATEGORIA: REGION
BORY TUCHOLSKIE / DOLINA DOLNEJ WISŁY / GDAŃSK / KASZUBY / KOCIEWIE / KOSMOS / MAZURY / POWIŚLE / SUWALSZCZYZNA / WARMIA / WYSOCZYZNA ELBLĄSKA / ZIEMIA CHEŁMIŃSKA / ZIEMIA LUBAWSKA / ŻUŁAWY
2009 -
PRZESTRZEŃ I CZAS NA KOLE PRZEMIERZA PAWEŁ BUCZKOWSKI