07 CZERWCA 2018
TEN ZEGAR STARY
WŁÓCZĘGA PO ZIEMI CHEŁMIŃSKIEJ
DZIEŃ PIERWSZY
Pierwszy dzień naszej włóczęgi. Wyruszamy z Iławy i zamysł jest taki, by kierować się na południe. Zamysł ten realizujemy niezbyt konsekwentnie. Przeróżne odkrycia na mapie Pojezierza Brodnickiego, a także inne niezbadane siły noszą nas w różnych kierunkach. I taki właśnie mam [bez]plan na te cztery dni, aby o dalszym kierunku jazdy decydować w przypadkowych miejscach i przypadkowych momentach.
Z pociągu wysiadamy w Iławie i od razu opuszczamy miasto szosą w kierunku południowym. Dość szybko docieramy do Radomna...
...gdzie na wyspie po środku jeziora w gęstym lesie kryją się pozostałości grodu założonego prawdopodobnie przez pruskie plemię Sasinów. Zilustruję to zdjęciem z kwietnia, kiedy to byłem tu poprzednio. Samo grodzisko odwiedzę jednak dopiero zimą, jeśli lód porządnie skuje jezioro.
09 kwietnia 2018
We wsi robimy zakupy i po chwili zastanowienia, ruszamy na południe, w kierunku Nowego Dworu Bratiańskiego. Już z daleka po lewej stronie szosy dostrzegamy zalesione wzgórze, które można z dużym prawdopodobieństwem podejrzewać o gród. I faktycznie, to tak zwana Pikowa Góra, albo Pikówka, na której we wczesnym średniowieczu istniał gród obronny.
Pojezierze Brodnickie było szczególnym miejscem wpływów dwóch plemion: Polan którzy rezydowali na ziemi chełmińskiej co najmniej od X wieku, oraz pruskich Sasinów zza Drwęcy, którzy, to najeżdżali te ziemie, to ustępowali przed siłą Polan. Twierdza w okolicy Nowego Dworu Bratiańskiego przechodziła zapewne wielokrotnie z rąk do rąk, podobnie, jak wspomniany wcześniej, a przypisywany Sasinom, gród na wyspie jeziora Radomno. Jednakże osada na Pikowej Górze jest starsza niż historia obu wspomnianych ludów. Na podstawie badań ocenia się, że powstała w epoce żelaza.
Zjeżdżamy z asfaltu na drogę gruntową...
...by przez pole...
...dotrzeć do grodziska częściowo zniszczonego przez wydobycie piasku. Dewastacji góry, która jest zabytkiem, zapobiegł archeolog z Brodnicy.
Piotr zostaje na dole, a szczyt grodziska zdobywam sam. Nagrodą jest piękny, rozległy widok z panoramą Nowego Dworu i odległego Radomna z dominującą wieżą kościelną.
Schodzę z grodziska po przeciwnej, południowej stronie, trafiając na coś, co może być reliktem fosy i wału obronnego.
Okolice grodziska w Geoportalu
Ciekawostką jest, że w wielu źródłach opisane jest grodzisko zwane Pikową Górą z dużym wyrobiskiem żwiru od północy i małym jeziorkiem od wschodu. Tymczasem na Geoportalu, poza wspomnianą górą z wyrobiskiem, wyraźnie widać, leżące po przeciwnej stronie jeziorka, drugie grodzisko, które dziś również jest ukryte w lesie.
Niestety, wiedzę tę zdobywam po fakcie i trzeba będzie wrócić na Pikową Górę, by obejrzeć również sąsiedni gród. Tymczasem wracamy w stronę szosy.
Jedziemy wzdłuż północnego brzegu jeziora Skarlińskiego zachwycając się widokami na jego taflę. Droga wiedzie wśród pól przekwitłego rzepaku, poprzetykanego tysiącami maków. Czerwone na zielonym. To zestawienie, które zwykle wymyka się mojej daltonistycznej percepcji. W takiej masie jednak bije po oczach nawet mi.
W Skarlinie zatrzymujemy się przy murowanym z kamienia polnego kościele św. Bartłomieja Apostoła, wzniesionym prawdopodobnie w 1330 roku.
Mimo początkowego zamiaru kierowania się na południe, podejmujemy decyzję, żeby na razie zachować kierunek zachodni. Kierunek na Łąkorz. Prowadzi nas księżyc.
Kilka kilometrów dalej, na wjeździe do Łąkorza dostrzegam strzałkę z napisem „Cmentarz ewangelicki”. Polną drogą cofam się kilkaset metrów z powrotem na wschód w kierunku Skarlina i odnajduję starą nekropolię.
Na cmentarzu wiele nagrobków z wyraźnymi napisami i pięknymi zdobieniami. Dodatkowo słońce świeci pod idealnym kątem. Idealnym, by uwypuklić wykute w kamieniu napisy większości nagrobków.
Łąkorz zaskakuje nas mnogością atrakcji. Najpierw wspomniany cmentarz. Potem trafiamy na starą kuźnię z sąsiadującą z nią chatą, w której znajduje się muzeum regionalne.
Wprawdzie można telefonicznie ściągnąć kustosza, który wpuszcza do środka, ale wybieramy opcję zwiedzania przez szybę. Z tablicy ogłoszeń na ścianie muzeum dowiadujemy się, że na drugim końcu wsi znajduje się wiatrak przemiałowy. No i fajnie.
Wiatrak, będący jedynym zachowanym młynem wiatrowym w tej okolicy, wzniesiony został w końcu XIX wieku na górującym nad wsią wzgórzu Łysocha.
Spóźniliśmy się o cztery dni, bowiem 3 czerwca był dzień otwarty i można było obejrzeć wnętrze wiatraka. Szkoda, tym bardziej, że trwa odbudowa wnętrza młyna. Nie pozostaje nic innego, jak obejrzeć szczegóły budowy zewnętrznej.
...a wnętrze podejrzeć przez szparę.
fot. Piotr Zwierzyński
Wracając przez wieś rzucamy okiem na kościół św. Mikołaja, wzniesiony w pierwszej połowie XIV wieku i wielokrotnie później odbudowywany i remontowany. Z historii parafii jedna informacja szczególnie mi utkwiła w pamięci. W roku 1952 wikariuszem tu był ks. Zdzisław Buczkowski.
Zgodnie z sugestiami zawartymi na tablicy atrakcji wsi Łąkorz, skręcamy na południe ku jezioru Łąkorz, zwanemu też czasem Łąkorek. Z drogi ładne panoramy wsi z dominującą bryłą kościoła oraz Łysochą z wiatrakiem.
Na plaży nad jeziorem Łąkorz postanawiamy zrobić dłuższy popas w cieniu.
Największą ciekawostką związaną z jeziorem jest osada palafitowa założona prawdopodobnie w XIV wieku, a więc przez Krzyżaków [lub wcześniejsza, a przez Zakon przejęta i rozbudowana], na jego wschodnim brzegu, a odkryta przez Maxa Töppena w 70 latach XIX wieku. Oczywiście śladów osady próżno dziś szukać.
Podobno w pobliżu osady nawodnej na pagórku znajdowały się dawniej groby mieszkańców osady. Miejsce to, które do dziś upamiętnione jest na mapach nazwą Wielogrób, minęliśmy dojeżdżając do plaży.
Po chwili jeżdżenia palcem po mapie, decydujemy, że objedziemy jezioro Łąkorz od zachodu i wreszcie skierujemy się na południe.
Jest jeszcze jedno miejsce nad jeziorem Łąkorek godne odwiedzenia. Pałac w majątku znanego lekarza, społecznika i fundatora, Friedricha Lange. Cały kompleks budynków majątku ogrodzony płotem. Podjeżdżamy do bramy. Zamknięta. Na bramie zakazy i groźby. Idę kawałek wzdłuż płotu, by chociaż przez krzaki zdobyć takie zdjęcie:
Wracam do bramy. Na szczęście furtkę przy użyciu niewielkiej siły udaje się otworzyć. Mimo gróźb i zakazów, wchodzę. Szybko odnajduję jednak człowieka, którego pytam o zgodę na obejrzenie i sfotografowanie pałacu. Zgodę uzyskawszy, czynię swoją powinność.
Friedrich Lange wszedł w posiadanie majątku w 1900 roku i wzniósł pałac na miejscu starego domu. W kolejnych latach Lange bardzo zasłużył się dla okolicznej społeczności. W 1907 roku sfinansował budowę Szpitala Powiatowego w Nowym Mieście Lubawskim i domu dla osób niepełnosprawnych w Biskupcu Pomorskim. W sąsiednim zaś Łąkorzu założył bibliotekę oraz otaczał opieką miejscowy kościół protestancki.
Wraz z wiekiem zarządzanie liczącym ponad 3200 mórg [655 ha] majątkiem zwanym Kreisgut Lonkorek zaczęło sprawiać mu trudność. W 1908 roku zapisał go na rzecz powiatu lubawskiego, a szczególnie na rzecz szpitala. Ofiarodawca zastrzegł sobie wyłącznie użytkowanie pałacu, ogrodu, jeziora, stajni oraz świadczenia w zbożu na własne utrzymanie. Przywileje te miały przechodzić kolejno na małżonkę, a następnie na spadkobierców, gdyż nie miał dzieci. Friedrich zastrzegł sobie również, by przez 50 lat po jego śmierci nie ścinano żadnych drzew w parku - tego warunku nie dotrzymały władze polskie, które przejęły majątek po II Wojnie Światowej. Po 1945 zarządcą majątku zostaje PGR Mszanowo Zakład Rolny Łąkorek.
Ten zegar stary, gdyby świat,
Kuranty ciął, jak z nut,
Zepsuty wszakże od stu lat,
Nakręcać próżny trud.
O dziwo jednak zegar ów, mimo, że nie chodzi od lat, w tym momencie pokazuje aktualną godzinę. Ruszamy na południe, a w zasadzie na południowy wschód. Po drodze mijamy stary cmentarz ukryty wśród drzew, nawet o nim nie wiedząc. A szkoda, bo do dziś znajduje się na nim grób Friedricha Lange. Takie przeoczenia, to jedyna chyba wada podróżowania bez wcześniejszego przygotowania i rozpoznania terenu. Po zaopatrzeniu w Cichem kierujemy się nad jezioro Robotno, by poszukać miejsca na odpoczynek i nocleg.
Najpierw asfaltem, później prowadząc rowery po zakorzenionej drodze leśnej, docieramy do miejsca oznaczonego tablicą „Miejsce postoju” i postanawiamy tu zrobić postój... do jutra.
Tym bardziej, że mamy piękny widok na jezioro, a za towarzystwo jedynie dwóch wędkarzy, którzy z natury są cisi.
Jednak, żeby komfortowo nacieszyć się tym miejscem, postanawiamy je najpierw posprzątać po innych. Kilka kursów do powieszonego nieopodal worka na śmieci i od razu lepiej.
Ogromną zaletą hamakowania jest szybkość rozkładania i zwijania obozu. Tym bardziej, że optymistyczne prognozy pogody skłaniają mnie do rezygnacji z zadaszenia.
Podczas, gdy Piotr jeszcze pracuje nad namiotem, ja już warzę strawę. Po chwili spożywamy kolację w pięknych okolicznościach przyrody.
Pozostałą część popołudnio-wieczoru spędzam na kąpieli w jeziorze, rozmowach z Piotrem, oglądaniu mapy, czytaniu, rozwiązywaniu krzyżówek...
...oraz kołysaniu się w hamaku z takim...
...bądź takim...
...widokiem.
Nie wiem, w którym momencie zasypiam.
Do jutra.
KATEGORIA: REGION
BORY TUCHOLSKIE / DOLINA DOLNEJ WISŁY / GDAŃSK / KASZUBY / KOCIEWIE / KOSMOS / MAZURY / POWIŚLE / SUWALSZCZYZNA / WARMIA / WYSOCZYZNA ELBLĄSKA / ZIEMIA CHEŁMIŃSKA / ZIEMIA LUBAWSKA / ŻUŁAWY
2009 -
PRZESTRZEŃ I CZAS NA KOLE PRZEMIERZA PAWEŁ BUCZKOWSKI