10 CZERWCA 2017
NOC W MELINIE BEZRYBNEGO
I KOCIEWSKA WŁÓCZĘGA
DZIEŃ PIERWSZY
cz.II
Gródek, jest na naszej dzisiejszej trasie ostatnią miejscowością, którą podejrzewamy o sklep. Dlatego przekroczywszy stare koryto Wdy, wspinamy się do centrum wsi. Zakupiwszy kilka produktów na obiadokolację skupiamy się nad mapą. Postanawiamy odpuścić oglądanie elektrowni wybudowanej na Wdzie w 1923 roku i decydujemy ruszyć asfaltem do Drzycimia, którego wcześniej nie braliśmy pod uwagę. Ponownie z przyjemnością zjeżdżamy w dolinę Wdy, by po chwili dać sobie w kość długim podjazdem na jej przeciwległy brzeg. W Drzycimiu rzucamy okiem na kościół Matki Bożej Pocieszenia.
...by już po chwili mknąć asfaltem w kierunku Żuru. Jedzie się dobrze, a nawet rzekłbym wery dobrze.
Jedzie się tak dobrze, że nie zauważamy, iż po drodze wypada nam jedna z butelek z wodą. To była połowa dzisiejszego zapasu. Zatrzymujemy się na chwilę w lesie, gdyż przypominam sobie, że gdzieś tu można zobaczyć kolejny ciekawy głaz. Kamień napoleoński, bo tak brzmi jego nazwa, jest ciekawy nie z uwagi na wielkość, lecz przez ryty na swojej powierzchni. Chwila poszukiwań nie daje jednak rezultatu. Szukam trochę po omacku. Nie mam dokładnych namiarów, lecz widok z Wikimapii w pamięci. Albo Wikimapia się myli, albo pamięć zawiodła, albo łaziłem po kamieniu i go nie zauważyłem. Wszystko jest możliwe i wszystko wskazuje na to, że jeszcze tu wrócę. [Po powrocie do domu dowiem się, że to w Wikimapii lokalizacja kamienia jest błędna i szukałem go jakieś ćwierć kilometra od faktycznego położenia. Teraz już wiem, gdzie szukać. Wrócę i znajdę.]
Po chwili dojeżdżamy do wsi Spędy. Jest to dziś bodajże jedno gospodarstwo. Kiedyś było jeszcze jedno między drogą, a rzeką. Było to spore siedlisko z dworem rodziny Bohm złożone z budynku mieszkalnego i kilku gospodarczych. Znalazłem zdjęcie sprzed lat.
Źródło: Wikimapia
Źródło: Wikimapia
Dziś jest tu po prostu łąka. Gdzieś pod ziemią kryją się zapewne fundamenty budynków.
Myśleliśmy, żeby zatrzymać się tu na noc, jednak pobieżne oględziny okolicy wykazują, że miejsce jest nienajlepsze. Wysoka roślinność i niedostępny brzeg rzeki skłaniają nas do wykręcenia jeszcze kilku kilometrów. Za cel obieramy północną część zalewu Żur. Prowadzą nas malownicze borowe drogi.
Z uwagi na odczuwane już powoli zmęczenie postanawiamy ten, według mapy, 10 kilometrowy odcinek podzielić na pół, wyznaczając tym samym przypadkowe miejsce na krótki postój regeneracyjny,...
...podczas którego spożywamy, zapomniane dotąd, jajka na twardo.
Im dalej, tym robi się bardziej malowniczo.
Wąską groblą dostajemy się na obiecująco wyglądający teren między zachodnią odnogą zalewu żurskiego, a jeziorem w Google Maps bezimiennym, a w Wikimapii noszącym nazwę Mukrz, co wydaje się być błędem. Tu szukamy miejsca na nocleg. Jakiś kilometr na wschód znajduje się stanica wodna PTTK. My jednak chcemy na dziko, więc szukamy bliżej. Po kilku bezskutecznych próbach dotarcia do brzegu zachodniej zatoki zalewu stwierdzamy, że jedziemy na północ nad wspomniane jezioro. Na Wikimapii miejsce to nazwane jest Meliną Pianki vel Bezrybnego - wędkarza z Chełmna. W melinie jeszcze nie nocowałem. Faktycznie cały półwysep oblężony jest przez wędkarzy, jednak po krótkich poszukiwaniach udaje nam się znaleźć i miejsce dla siebie.
Podczas, gdy Janek buduje dom, ja warzę strawę.
Mmmm. Makaron z sosem słodko-kwaśnym i parówkami smakuje jak nigdy.
Pierwsze danie popychamy kiełbaskami z ogniska, nad którym już mruczy kociołek z herbatą z młodych igieł świerka. Herbatę robię doświadczalnie, po raz pierwszy. Garść świeżych przyrostów z młodego drzewka należy zagotować minutę, lub dwie. Smakuje wyśmienicie. Pod warunkiem jednak, że nie ogołocisz całej młodej rośliny. Wtedy bowiem zaszkodzisz roślinie i będziesz mieć kaca po herbatce.
Niski stan wody, spuszczonej przez elektrownię, paradoksalnie sprawia, że dostęp do niej jest łatwiejszy. Gdy kończymy myć gary, wreszcie wychodzi słońce.
Janek zostaje w obozie, ja natomiast, drogą, którą tu przyjechaliśmy, idę łapać światło.
W drodze powrotnej zagaduję jeszcze wędkarza. Ktoś musi nawiązywać kontakty z „moczykijami” pod nieobecność Piotra :-). Na rozmowie o zanętach, przynętach i okazach karpi, o jakich mi się nie śniło, spędzamy pół godziny. Gdy wracam Janek krząta się przy ognisku, a nad nim rozgrywa się krótki, acz przepiękny spektakl.
Słońce idzie spać i my krótko po nim, zadbawszy jeszcze w ostatnim świetle dnia o higienę. Jutro znów w drogę. I to jest piękne.
ZOBACZ TEŻ:
BUCZKI W BUCZKU
czyli drugi dzień naszej kociewskiej włóczęgi
Do wkrótce...
WRÓĆ DO POCZĄTKU
LUB
ZAKOŃCZ WYCIECZKĘ
LUB
POCZYTAJ KOMENTARZE
LUB
ZOSTAW KOMENTARZ
↓ ↓ ↓
KATEGORIA: REGION
BORY TUCHOLSKIE / DOLINA DOLNEJ WISŁY / GDAŃSK / KASZUBY / KOCIEWIE / KOSMOS / MAZURY / POWIŚLE / SUWALSZCZYZNA / WARMIA / WYSOCZYZNA ELBLĄSKA / ZIEMIA CHEŁMIŃSKA / ZIEMIA LUBAWSKA / ŻUŁAWY
2009 -
PRZESTRZEŃ I CZAS NA KOLE PRZEMIERZA PAWEŁ BUCZKOWSKI