21 STYCZNIA 2016
KAŻDE POKOLENIE ODEJDZIE W CIEŃ
Wybrałem się w rejon, który, jak dotąd, pozostawał poza moimi zainteresowaniami. Nie wiem dlaczego Lębork wydawał mi się bardzo odległy, mimo, że jest dokładnie tak samo odległy od Gdańska, jak Elbląg, z którego startowałem niejednokrotnie.
Krótkie wirtualne rozeznanie uświadomiło mi, że na północy czeka mnie wcale nie mniej interesujących obiektów, co w preferowanych dotąd kierunkach: południowym i wschodnim. Obiektów świadczących o życiu, pracy i śmierci kilku poprzednich pokoleń. Pokoleń, które mimo, że odeszły w cień, kontaktują się z nami poprzez puste okna niszczejących budynków, nieruchome śmigi wiatraków i zacierające się napisy kamieni nagrobnych.
Nikogo nie zapraszam na tę wędrówkę. Kilka osób wprawdzie powiadamiam, ale stoją im na przeszkodzie takie „drobiazgi”, jak praca, choroba, czy temperatura za oknem. No cóż. Życzę „aby do weekendu”, zdrowia i trzymajcie się ciepło. Jadę witać wiosnę sam!
Gdy ruszam spod domu w kierunku dworca, kropi deszcz. Nie podoba mi się to, ale też się nie waham. Mam dziś parcie na jazdę... Kiedy nie mam??? SKM-ka punktualnie o 0430 zabiera mnie z Gdańska i o 0615 dostarcza do Lęborka. Gdzieś w okolicy Bożegopola [A może Bożepola? Czy tego Boga w środku Pola powinno się odmieniać?]. No, gdzieś między nimi, w każdym razie, na wschodzie wybucha zza chmur snop światła. Nie, to nie terroryści*, to nadzieja na kilka godzin ładnego światła. Wprawdzie meteo.pl nie daje nadziei, ale yr.no zapowiada do 10.00 słońce i przez cały dzień ani kropli. I tego się trzymajmy!
Szczerze pisząc na Lębork się nie przygotowałem. Tak to już jest, że miasta, w których zaczynam i kończę trasę traktuję po macoszemu. Jak najszybciej z nich uciekam. Z tych pierwszych na wieś, z tych drugich na dworzec. Wiedziałem, że chcę wjechać na Górę Parkową oraz rzucić okiem na zamek, po czym sio na północ... aleee nieee. Okazało się, że Lębork zatrzymał mnie na dobrą godzinę, podczas której nie próżnowałem. Jednak moja przygoda z tym miastem zaczęła się od...
Cóż. Natury się nie da oszukać, a trzymanie moczu przez kilka stacji dowodzi, nie tylko mocnego pęcherza, ale również silnego instynktu samozachowawczego. Kto korzystał z toalety z taborze SKM, ten wie o co chodzi. Dodam, że poza walorami użytkowymi przystanek zobrazowany powyższym zdjęciem ma również walory krajoznawcze - w tle jest przecież zamek krzyżacki.
Co z tą Górą Parkową? Otóż już z daleka widać sporą wieżę bielącą się na szczycie góry nazywanej do końca II Wojny Światowej Górą Wilhelma. Ta wzniesiona w 1912 roku wieża była jedną ze 173 znajdujących się w Europie tak zwanych wież Bismarcka, wyrażających niemiecką dumę narodową oraz sławiących Premiera Prus, a przede wszystkim kanclerza II Rzeszy, zwanego Żelaznym Kanclerzem. Z polskiego punktu widzenia nie był to fajny gość. Nie dziwi więc fakt, że spośród 40 wież zlokalizowanych na terenie dzisiejszej Polski do dziś zachowało się 17, z czego większość w trakcie rozpadu, jak ta w Srokowie lub po rozpadzie, jak ta na Lisiej Górze koło Jasnej opisana w relacji Tu, gdzie teraz jest ściernisko....
Góra Parkowa zaskoczyła mnie podwójnie. Po pierwsze myślałem, że będę miał problem z wjechaniem na nią rowerem. Po drugie myślałem, że będę miał z niej widoki. Nie miałem jednego, ni drugiego. Ale wieża, pełniąca w swej historii rolę restauracji oraz ciśnieniowego zbiornika wody, a dziś czekająca na remont, ciekawa.
Zjeżdżam ku miastu. Oglądam zamek krzyżacki, Łebę stanowiąca jego fosę oraz widoczny po lewej młyn napędzany jej nurtem. Łeba chroni, Łeba żywi.
Zamek, wzniesiony w XIV wieku, a w późniejszych wiekach wielokrotnie zmieniający właścicieli i przebudowywany, niespecjalnie mnie zaskoczył i niespecjalnie zauroczył. Z pierwotnego gotyckiego zamku przetrwał do dziś jedynie wschodni szczyt [na powyższym zdjęciu po prawej], część piwnic, oraz młyn [po lewej]. Dobrze zachowane / zrewitalizowane mury miejskie z basztami oraz wytyczona i opisana ścieżka turystyczna „Śladami średniowiecza” zainteresowały mnie znacznie bardziej.
Okrążam stary Lębork po wewnętrznej stronie murów, oglądając najpierw basztę nr 24 i sąsiadującą z nią basztę nr 25 zwaną Bluszczową...
...a następnie charakterystyczną basztę Kwadratową...
...pilnowaną przez kolorowego strażnika.
Zgodnie z informacją na tablicy przy jednej z baszt można dopatrzyć się w układzie cegieł obok siebie dwóch wątków: wendyjskiego i gotyckiego.
Wątek wendyjski.
Wątek gotycki.
Wewnątrz pierścienia średniowiecznych obwarowań Lęborka zainteresowały mnie dwa obiekty. Pierwszy to neogotycki budynek Ratusza miejskiego.
Nawiązując do stylu układania cegły w murze, w ścianach ratusza widzimy rzadko stosowany w Polsce wątek forteczny zwany też angielskim, w którym widać tylko główki cegieł.
Drugą z odwiedzonych przez mnie budowli w obrębie Starego Lęborka jest kościół pw. św. Jakuba wzniesiony na przełomie XIV i XV wieku, jako budowla o charakterze obronnym.
Przy kościele zorganizowano Galerię Jakubów, na której święty Jakub modli się za Kubę Rozpruwacza, za plecami Jakuba Wejhera czai się James Bond, melodie Jamesa Morissona gwiżdże Kuba, przyjaciel Tomka z wyspy Sodor, a Kubuś Puchatek wykrada miodek chłopu pańszczyźnianemu - Jakubowi Szeli. Brakuje tylko braci Castro... oni są przecież niedołącznym elementem Kuby.
Nie obejrzawszy z pewnością wszystkich interesujących zabytków Lęborka, ruszam na północ. Kawałek za Nową Wsią Lęborską zjeżdżam z umiarkowanie ruchliwej krajowej 214-tki na ścieżkę rowerową i nią dojeżdżam do miejscowości Krępa Kaszubska. W połowie drogi zatrzymuje mnie widok dwóch samolotów na poboczu. O ile mnie moja skąpa wiedza na ten temat nie myli, są to An-2 i Mig-23.
W przypadku Miga zwracam uwagę na system siłowników składających podwozie tak, by mieściło się w małym luku. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego sprzętu z tak bliska.
W Krępie Kaszubskiej zamierzam odwiedzić cmentarz ofiar Marszu Śmierci. Wjeżdżam w mały lasek po prawej za wsią i po chwili widzę groby.
Tu po raz pierwszy dziś spotykam się z wyrytymi w kamieniu słowami z Księgi Koheleta, które, jak się okaże, towarzyszyć mi będą przez całą wycieczkę:
Pokolenie przychodzi
i pokolenie odchodzi,
a ziemia trwa po
wszystkie czasy.
Nie mogę się nadziwić, że tak skromnie i właściwie bez żadnej konkretnej informacji uczczono pamięć ofiar. Nie wiem jeszcze, że odwiedzone przez mnie właśnie miejsce jest starszym cmentarzem ewangelickim. Ruszam dalej przez las. Kilkadziesiąt metrów dalej trafiam na właściwe miejsce pamięci.
W tak zwanych obozach ewakuacyjnych w Krępie Kaszubskiej, Gęsi, Dąbrówce i Godętowie przetrzymywano w styczniu i lutym 1945 roku wieźniów, których uprzednio przygnano tu ponad 150 kilometrów z obozu hitlerowskiego Stutthof. Z obozu zlokalizowanego na Żuławach pod koniec stycznia 1945 roku wymaszerowało ponad 11 tysięcy zgrupowanych w kolumny więźniów. Po kilku do kilkunastu dni do ostatnich obozów ewakuacyjnych dotarło 7 tysięcy osób. Z brakujących 4 tysięcy, połowa to udane ucieczki z trasy marszu i miejsc postojowych, a reszta to ofiary zmarłe z wycieńczenia, głodu i zimna. W sumie ponad dwa tysiące ofiar zostało pochowanych na Cmentarzach Ofiar Marszu Śmierci na trasie marszu w Nawczu, Rybnie i Krępie Kaszubskiej, pozostałe ofiary w zbiorowych mogiłach w Pucku, Wejherowie, Luzinie, Strzepczu, Żukowie, Niestępowie, Pręgowie, Miszewku, Przodkowie, Pomieczynie, Strzepczu, Łebnie, Łęczycach, Ciechomiu, Kostkowie, Lęborku oraz w innych, często nieznanych miejscach. Dane są oczywiście szacunkowe, gdyż podczas ewakuacji nie prowadzono ewidencji zmarłych, a wymarszowi ze Stutthofu towarzyszył niemały bałagan związany z pośpiechem i strachem [okupanta] przed napierającą od wschodu Armią Radziecką. To skutkowało na przykład niezachowaniem planowanej liczebności kolumn, czy właśnie brakiem jakiejkolwiek ewidencji. Myślę, że z drugiej strony to wszystko również ułatwiło skuteczne ucieczki.
Na cmentarzu, który odwiedzam, spoczęło około 800 więźniów różnej narodowości i wyznania.
Zamiast cofać się do asfaltu, jadę leśnym duktem w kierunku następnej interesującej mnie wsi - Lędzichowa, gdzie zamierzam obejrzeć pałac, którego widok jednak mocno mnie zawodzi.
To co w nim w miarę interesujące, to wieżyczka z hełmem.
Ruszam brukowaną drogą do Kopaniewa. Po chwili, mając dość bruku, przeprawiam się na traktorowy ślad w polu i nim jadę dalej.
Przeprawa przez pas kolczastych chaszczy kosztuje mnie kilka zadrapań, ale za to oglądam z bliska kilka niezasiedlonych jeszcze gniazd.
Tuż po wjechaniu w Kopaniewie na asfalt, opuszczam go pakując się w jeszcze dziksze bezdroże. Co mnie podkusiło do jazdy przez łąkę na przełaj? „Krh” na przedwojennej mapie. Krh to Kirhof czyli cmentarz. W tym wypadku cmentarz Nigdzie. Żeby go odwiedzić, trzeba dobrze wiedzieć, że tam jest. Tu nie docierają przypadkowe osoby. Po kilkuset metrach, lokalizuję cmentarz „na dwunastej”.
Większość odwiedzanych dziś nekropolii usłana jest śnieżyczkami z dużą domieszką ładniejszych przedstawicieli tej rodziny - śnieżyc, o których piszą, że spotkać je można jedynie w górach i w jednym rezerwacie pod Poznaniem. Skoro to taka rzadkość, miałem dziś dużo szczęścia.
KATEGORIA: REGION
BORY TUCHOLSKIE / DOLINA DOLNEJ WISŁY / GDAŃSK / KASZUBY / KOCIEWIE / KOSMOS / MAZURY / POWIŚLE / SUWALSZCZYZNA / WARMIA / WYSOCZYZNA ELBLĄSKA / ZIEMIA CHEŁMIŃSKA / ZIEMIA LUBAWSKA / ŻUŁAWY
2009 -
PRZESTRZEŃ I CZAS NA KOLE PRZEMIERZA PAWEŁ BUCZKOWSKI